Plener ślubny w Tatrach w 1,5 godziny? Kasia i Piotrek udowodnili, że się da!
Fotografuję śluby już 10 lat, a każdy rok potrafi mnie czymś zaskoczyć! Uwielbiam takie historie. Te sesje, które dzieją się na przekór wszystkiemu, z odrobiną szaleństwa i ogromem emocji. Dziś zabieram Was na plener ślubny Kasi i Piotrka, którzy pokonali ponad 300 kilometrów, by spełnić swoje, ale także moje marzenie o sesji w Tatrach. I mimo średnio sprzyjającej prognozy, zdecydowaliśmy się zaryzykować.
3 dni przed plenerem pogoda nie zostawiała zbyt wielkich nadziei. Lało niemal bez przerwy, dniami i nocami. Jeszcze tego samego dnia, kilka godzin przed planowaną sesją, niebo było ciągle zachmurzone, deszcz nie odpuszczał. Ale... kiedy serce mówi TAK, nie słucha się prognoz.
Plan idealny (prawie jak logistyczna misja specjalna)
Kasia i Piotrek pojawili się na Łapszance, gotowi na wszystko. Mieliśmy ustawiony budzik, który przypominał nam, kiedy musimy ruszyć w drogę, by zdążyć na ostatnią kolejkę z Kuźnic na Kasprowy Wierch. Zaparkowaliśmy najbliżej jak się dało, ale dalej mieliśmy do pokonania prawie pół godziny pieszo - tyle, że za pół godziny miała odjeżdżać ostatnia kolejka! Mimo wszystko zdecydowaliśmy się wyruszyć i jak to w ślubnych historiach bywa – zawsze znajdzie się ktoś, kto wyciągnie pomocną dłoń. Łapaliśmy bus do Kuźnic na stopa... i się udało!
Co ciekawe, całą sesję mieliśmy pod pełną kontrolą pod kątem pogody. Regularnie sprawdzaliśmy kamery na żywo z Kasprowego, śledząc sytuację niemal
z minuty na minutę. Do prawie ostatniej chwili nie było wiadomo, czy cokolwiek będzie widać, czy może cały szczyt spowije mgła.
Okno pogodowe: 35 minut cudu
Na Kasprowym pogoda była kapryśna jak wszyscy w poniedziałek rano przed pierwszą kawą. Po dotarciu na górę, niebo otworzyło się na zaledwie 35 minut. Dokładnie tyle mieliśmy czasu, by wykorzystać to niesamowite światło, złapać te magiczne kadry zanim wszystko przykryła gęsta mgła, dosłownie mleko, przez które nie było widać absolutnie nic - mam dowody! Ale zdążyliśmy!
Plener ślubny w Tatrach w 1,5 godziny – dwie lokalizacje, dwa serca, jeden zachwyt
Cała sesja trwała w sumie 1,5 godziny, ale emocje, jakie wtedy przeżyliśmy, starczyłyby na cały dzień. Połączyliśmy dwie przepiękne lokalizacje: Łapszankę oraz Kasprowy Wierch. Było wszystko, co najpiękniejsze w takiej sesji: cudowne światło, spojrzenia, bliskość i ten klimat górskiej przygody.
Jako fotograf ślubny, zawsze zachęcam swoje pary, by nie bały się marzyć. Nie musi być perfekcyjnie, nie musi być najłatwiej – ale zawsze warto. To właśnie takie plenerowe sesje ślubne pokazują, że najpiękniejsze zdjęcia powstają tam, gdzie jest prawdziwe uczucie i odrobina odwagi.
Jeśli marzycie o plenerze ślubnym w Tatrach, na Kasprowym, na Łapszance, albo w zupełnie innym zakątku – dajcie znać. Z przyjemnością pomogę Wam spełnić to marzenie.
Tym czasem, zapraszam Was do oglądania!
fotograf ślubny radom, fotografia ślubna, fotograf radom, fotograf warszawa, najlepszy fotograf ślubny Radom, fotograf na wesele Radom